5.05.2018

Rozdział czwarty

Wyjęłam telefon i zaczęłam przeglądać notatki z zakresu historii literatury – poszczególne epoki, ich podstawowych przedstawicieli oraz dzieła literackie. Jak zawsze, w takich chwilach, żałowałam każdego nauczę się później, zrobię to jutro. Wizja słabej oceny stawała się coraz bardziej realna. Nie mogłam skupić się na materiale. W głowie wciąż na nowo odtwarzałam scenę z udziałem starszego Uchihy. Mój umysł był zepsutym projektorem. Repertuar: Upokorzenia i porażki Arishy Hatake.
Oparłam głowę na ramieniu śpiącego Sasuke, próbując zebrać myśli. O drugiej nad ranem nie było to najłatwiejsze zadanie. Alkohol w moich żyłach i uczucie wstydu skutecznie mi je utrudniały. W chwili, gdy Itachi spojrzał na mnie zaspanym wzrokiem z drugiego końca pokoju, stało się to zupełnie niemożliwe. Pragnęłam wyłącznie zapaść się pod ziemię.
— Och, litości — jęknęłam cicho, tak, by nie usłyszał. — Za jakie grzechy? Przecież tamten pająk to była obrona konieczna. Nie zabiłam go specjalnie.
— Jaki pająk? — mruknął Sasuke, odzyskując na chwilkę świadomość.
— Śpij — szepnęłam. Ułożyłam jego spadającą głowę na ramieniu Uzumakiego, który odpłynął jako pierwszy podczas własnej domówki. Niedługo później inni goście też zaczęli słaniać się ze zmęczenia i zasypiać gdzie popadnie.
Wstałam ostrożnie z kanapy. Nie chciałam w nikogo wdepnąć, dlatego — co było do przewidzenia — potknęłam się o własne nogi. Zachwiałam się, balansując na granicy życia i śmierci. W głowie zakręciło mi się od alkoholu. Po chwili poczułam skurcz w brzuchu, żołądek podskoczył mi do gardła i nie mogłam złapać oddechu. Zakryłam dłonią usta. Tylko tego brakowało, żebym porzygała się na środku pokoju na oczach Uchihy. Rzuciłam się biegiem w stronę łazienki na parterze. Na szczęście nie była zajęta przez nikogo.
Dopadłam sedesu, pozbywając się zawartości żołądka. Krztusiłam się i plułam. Kwas boleśnie szczypał mnie w gardle. W oczach miałam łzy, a płuca paliły mnie brakiem tlenu. Kolejna porcja torsji wstrząsnęła moim organizmem. Pochyliłam głowę nad ubikacją i próbowałam wykrztusić resztę treści żołądkowej. Po chwili klapnęłam tyłkiem na zimne kafelki. Czułam się żałośnie. Słowa ojca wracały do mnie jak bumerang, powodując wyrzuty sumienia. Pociągnęłam nosem, wierzchem dłoni wycierając łzy.
— Wszystko w porządku? — Usłyszałam niewyraźny głos chłopaka, dobiegający zza drzwi.
— Ta…— Nie zdołałam odpowiedzieć, ponieważ znów zaczęłam wymiotować. Koszmar nie miał końca. Obraz przed oczami rozmazywał się w słonych łzach.
Nagle ktoś odgarnął moje włosy z twarzy i przytrzymał je nad karkiem. Odetchnęłam z ulgą. Sasuke zawsze wiedział, jak mi pomóc w takich sytuacjach. Tylko on mógł widzieć mnie w takim stanie. Z wdzięcznością przyjęłam papierowy ręcznik, który mi podał. Wytarłam usta i odetchnęłam pełną piersią.
— Dziękuję — wyszeptałam.
— Nie ma za co.
Podskoczyłam jak oparzona, słysząc głos, który wcale nie należał do Sasuke. Z przerażeniem spojrzałam na jego brata kucającego obok mnie.
— Wszystko w porządku? — zapytał z troską.
Po chwili niepewnie pokiwałam głową. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Było mi ogromnie wstyd, że zobaczył mnie właśnie taką. Słabą i żałosną. Chciałam ukryć zażenowanie pod zasłoną włosów. Byłam pewna, że moje policzki są czerwone, ponieważ paliły mnie od wewnątrz. Uspokój się, Arishia! Spojrzałam na czubki swoich butów. Chwilę je podziwiałam i oceniałam jak bardzo są brudne, w końcu jednak musiałam spojrzeć mu w oczy. Zacisnęłam ręce w pięści, wbijając sobie paznokcie w skórę dłoni.
— Błagam, zapomnij o wszystkim, co dziś powiedziałam i co zobaczyłeś teraz — wyrzuciłam z siebie potok słów.
— Pod jednym warunkiem — powiedział na luzie, jakby nic się nie stało. — Ty zapomnisz o tym marnym tekście na podryw. To było… słabe.
— Stoi — odpowiedziałam niemal natychmiast, dostrzegając światełko nadziei. Może nie byłam jeszcze tak całkiem skompromitowana w jego oczach.
Wstałam z podłogi, przemyłam twarz i spojrzałam w lustro nad umywalką. Kropelki wody osiadły na bladej cerze. Oczy miałam napuchnięte od płaczu i niewyspania, a usta spękane. Przygryzłam nerwowo wargę. Teraz na pewno nie miałam u niego żadnych szans. Dość powiedzieć, że był przystojny i wpadł mi w oko. Od tamtej feralnej rozmowy nie mogłam wyrzucić go z mojej głowy. Stop, głupia. Ani się waż w nim zakochiwać. Skarciłam się po raz kolejny za myślenie o Itachim.
— Zrobię ci herbatę. Powinnaś wypić coś ciepłego — powiedział Uchiha, zostawiając mnie samą.
Oparłam się o umywalkę, przymykając powieki.
— Twój największy problem jest taki, że zakochujesz się w każdym facecie, który pogłaska cię po głowie i od czasu do czasu powie miłe słówko. — Sakura wycelowała we mnie oskarżycielsko palec. — Przez to tylko cierpisz.
— Już ci przecież mówiłam. To wina Kakashiego i tego jakim jest ojcem. — Wypowiadając ostatnie słowo, zrobiłam palcami cudzysłów w powietrzu. Próbowałam się bronić, ale bezskutecznie.
Haruno westchnęła ciężko.
— Skoro znasz źródło problemu, dlaczego nic z nim nie zrobisz?
Niespodziewanie w mojej głowie pojawiło się wspomnienie ostatniej rozmowy z Sakurą. Oczywiście, w walce na argumenty, przegrałam z kretesem. Zacisnęłam mocniej palce na umywalce.
— Masz dwa wyjścia — dodała na końcu. — Znajdź jakiegoś naprawdę porządnego faceta albo zacznij przygarniać koty.
Osuszyłam twarz papierowym ręcznikiem i opuściłam łazienkę. Czułam się lżejsza, pozbywszy się toksycznego płynu z organizmu. Wiedziałam, że to nie koniec tortur. Za kilka godzin odwiedzi mnie kac i będę mogła po raz kolejny doświadczyć rozczarowanego spojrzenia Kakashiego.
Itachi czekał na mnie w kuchni. Przygotował dwa kubki gorącego napoju i usiadł przy stole. Bez słowa zajęłam to samo miejsce, co poprzednio. Na podłodze jeszcze leżały kapsle po piwie, które piłam z Naruto.
— Studiuję filologię japońską, ale nie jestem pewna… — zagaiłam po chwili. Cisza ciążyła mi jak nigdy, osiadła na moich ramionach i wgniatała w ziemię.  — Czy istnieje takie coś jak porządny facet?
— Z gramatycznego punktu widzenia, tak — odpowiedział Itachi z uśmiechem. Najwyraźniej rozbawiło go moje pytanie.
— A z innego? — dopytywałam.
— Nie.
— Więc… ty? — zaczęłam niepewnie. Przygryzłam wargę, zdając sobie sprawę, co właśnie robię. Najwyraźniej alkohol wciąż krążył w moim organizmie. Nie miałam żadnych blokad przed flirtowaniem z Uchihą, mimo wcześniejszego uczucia wstydu i zażenowania.
— Mogę się okazać draniem.
Nie umiałam go rozszyfrować. Wydawał się spokojnym i poukładanym mężczyzną, tym drugim, który poddawał się bez walki, zwyczajnym, miłym facetem. Jednak jego głębokie spojrzenie, figlarny uśmiech i pewna siebie postawa nie pasowały do tego obrazka.
— Najgorszym z wszystkich drani — dodałam ciszej.
— To zależy od punktu widzenia.
Objęłam dłońmi kubek z herbatą i wzięłam łyk. Gorący płyn poparzył moje obolałe gardło. Zacisnęłam zęby, udając, że wszystko w porządku.
— Dlaczego wróciłeś do Tokio? — zapytałam.
Sasuke rzadko mówił o swoim bracie. Wiedziałam, że z Itchim łączyła go platoniczna relacja. Biegał za nim, prosząc go o odrobinę uwagi i miłości. Chciał być taki jak on, by zdobyć uznanie w oczach ojca. Jednak pewnego dnia Itachi postanowił wyjechać na studia do Sendai i zerwał kontakt z rodziną. Sasuke, na którym skupiła się wtedy uwaga całego rodu, celowo zawiódł ich oczekiwania, decydując się na bezpieczeństwo narodowe, zamiast studia prawnicze. Rodzina Uchiha prowadziła znaną kancelarię adwokacką, a jeden z ich krewnych był nawet prokuratorem w Osace.
Więcej informacji nie udało mi się wyciągnąć z Sasuke, mimo że nazywał mnie swoją przyjaciółką. Gdy chciałam wypytać Naruto, nagle miał coś pilnego do zrobienia lub szybko zmieniał temat. Zrozumiałam, że przeszłość chłopaka to tajemnica, którą nieprędko miałam poznać.
— Nie myślałem, że jesteśmy tak blisko.
— Sasuke to mój przyjaciel. — Niemal natychmiast pożałowałam tych słów. Powinnam ugryźć się w język. — Nie myśl, że nie zauważyłam, jak dziwnie zachowuje się w twoim towarzystwie. — Musiałam brnąć dalej. — Dlatego chcę wiedzieć. — Tak naprawdę, byłam tego zwyczajnie ciekawa. To nie miało nic wspólnego z Sasuke. Nie powinno.
Itachi kręcił się nerwowo na krześle.
— Nie szukaj wymówki — dodałam, ponieważ moja wymówka musiała być wiarygodna.
— Okej, przyznaję. — Podniósł ręce w geście kapitulacji. — Nie mam najlepszych relacji z bratem. Właściwie... — Itachi zaplótł dłonie i bawił się nimi. — Skłóciłem się z wszystkimi, wyjeżdżając na studia. Od dziecka byłem uważany za geniusza, robiłem wszystko, czego ode mnie oczekiwano. Ten jeden jedyny raz sam chciałem zadecydować o swojej przyszłości.
Wzięłam kilka łyków herbaty, która zdążyła już ostygnąć. Zmarszczyłam brwi, analizując jego słowa. To co powiedział, brzmiało wiarygodnie.
— Ale gdzie w tym wszystkim jest Sasuke?
— Sasuke od małego chciał być taki, jak ja. Byłem dla niego wzorem do naśladowania, chociaż jako brat nie poświęcałem mu dużo uwagi. Mówiłem już, że musiałem spełniać oczekiwania innych. Szczególnie ojca. —  Zauważyłam jak mocniej zaciska szczękę. — Gdy wyjechałem, przestałem być idealnym bratem. Myślę, że Sasuke mnie wtedy znienawidził.
Chciałam zaprzeczyć tym słowom, ale nie miałam pewności. Uchiha był najbardziej tajemniczą osobą, jaką znałam. Przed wszystkimi grał rozpieszczonego, bogatego playboya, czasami pakował się w bójki i nie przebierał w słowach. Otoczył się murem i nikogo do siebie nie dopuszczał z wyjątkiem Naruto i... mnie? Niekiedy odnosiłam wrażenie, że był wobec mnie dziwnie opiekuńczy. Słuchał mojego pijackiego bełkotu, odwoził po imprezach do domu, chronił przed nieodpowiednimi facetami. Tak naprawdę w naszej relacji więcej z siebie dawał niż brał. Zwykle było odwrotnie.
— Nie jestem pewna, ale Sasuke nie jest zdolny do nienawiści. Chyba.
— Czekaj, jak to możliwe, że jesteście przyjaciółmi i tego nie wiesz? — zauważył Uchiha.
Uśmiechnęłam się, ponieważ role się odwróciły.
— Znamy się dopiero rok — odpowiedziałam. — Poza tym, Sasuke jest bardzo zamknięty w sobie. Ciężko z niego cokolwiek wyciągnąć.
— To prawda — potwierdził Itachi. Na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech, który obejmował także oczy. Było mu w nim do twarzy.
— Wiesz, co mnie zastanawia? —  Oparłam głowę na ręce i zrobiłam poważną minę. —  Dlaczego chłopcy zawsze pytają, co to jest spalony, gdy chcą się przekonać, że dziewczyny znają się na piłce?
— Co? — Itachi parsknął śmiechem. Popatrzył na mnie rozbawiony i znów się roześmiał.
— Nic —  wyszczerzyłam się. Niektóre nawyki Uzumakiego były zaraźliwe. —  Po prostu powinieneś się częściej uśmiechać, panie ponury. — Wstałam od stołu i odłożyłam kubek po herbacie do zlewu. — Muszę do łazienki. Tym razem lepiej za mną nie idź.
— Okej.
Podążając korytarzem, słyszałam jego ciepły śmiech, który rozdzierał noc niczym pierwsze promienie słońca.
< >
Powrót do domu był nieunikniony, ale mimo to chciałam go odwlec w czasie. Nie miałam ochoty na kolejną sprzeczkę z ojcem. Istniało także prawdopodobieństwo spotkania z Kibą. Ostatnio nasze mieszkanie było jego drugim domem. Inuzuka, jak mało kto, potrafił wyprowadzić mnie z równowagi. Nie rozumiałam, jak Akamaru mógł zaakceptować tak wrednego właściciela. Myślałam, że psy są mądrzejsze.
Westchnęłam, chowając nos w szaliku. Dzisiejsza noc była strasznie długa i męcząca.
— Coś nie tak? — zapytał Itachi.
— Po prostu marzę, by jak najszybciej znaleźć się w łóżku — burknęłam.
Była czwarta nad ranem. Tokio budziło się po krótkiej drzemce. Krzyki z ulicznych klubów i budek z jedzeniem, zastąpił warkot silników. Mimo wczesnej pory po ulicach jeździło już wiele aut. Zaczynały krążyć pierwsze autobusy, które przywoziły ludzi z bardziej oddalonych prowincji do stolicy. Nieliczni śmiałkowie wybrali się na spacer z psem lub jogging. Nie lubiłam tego wiecznie żywego miasta.
— Mówiłem, że autem byłoby szybciej. — Uchiha wzruszył ramionami, nie przejmując się moim marudzeniem.
— Piłeś.
— Niewiele — odparł. — I mam wyższą tolerancję na alkohol niż…
— Miałeś o tym zapomnieć! — pisnęłam, zatrzymując się.
— O czym?
Poczułam jak rumieńce znów pojawiają się na moich policzkach. Przygryzłam wargę. Po chwili zdałam sobie sprawę, że drań się ze mnie nabija.
— Nieśmieszne — mruknęłam. Przyśpieszyłam, by dotrzymać chłopakowi kroku. — Poza tym wcale cię o to nie prosiłam. Potrafię trafić do domu.
— Cóż… miałem nadzieję, że wspomnisz o tym mojemu bratu i trochę u niego zapunktuję — powiedział niepewnie.
Skinęłam głową. Tak naprawdę nie chciałam się w to mieszać. To, co zaszło pomiędzy Sasuke i Itachim, było ich sprawą i sami powinni to rozwiązać. Interwencja kogoś z zewnątrz mogłaby tylko pogorszyć sytuację. Zresztą, nie wiedziałam wszystkiego. Na razie poznałam tylko wersje starszego Uchihy.
— Mimo wszystko, nie lubię być nikomu nic dłużna. — Zatrzymałam się przed budynkiem. — Więc teraz jestem ci winna przysługę.
— Mówisz serio? — Chłopak stanął przede mną. Patrzył na mnie z góry, ponieważ był wyższy o głowę. Zupełnie jak Kakashi, pomyślałam. Te same czarne oczy, smukła szczęka, szerokie ramiona.
Stop, głupia.
— Tak — westchnęłam. — W każdym razie, dziękuję. Dalej mogę iść sama. — Uśmiechnęłam się delikatnie, a mróz poszczypał moje spękane wargi. Syknęłam cicho.
— To była przyjemność — odpowiedział. — Do zobaczenia — pożegnał się i skierował w drogę powrotną.
Patrzyłam jak powoli się oddala. Światło poranka otulało jego postać, dopóki nie zniknął za rogiem sklepu. Zastanawiałam się, dlaczego wciąż nie mogłam go rozgryźć. Był jak pozornie prosta łamigłówka, z którą trzeba się użerać godzinami. Gdy już wydawało mi się, że znalazłam rozwiązanie, nagle pojawia się sprzeczność. Uchiha robi coś, co zupełnie nie pasowało do naszkicowanej przeze mnie możliwości.  
— Nie myśl o tym, głupia — skarciłam się. Z kieszeni wyciągnęłam klucze i weszłam do środka. Klatka schodowa, jak zawsze śmierdziała dymem papierosowym, a na windzie wciąż wisiała kartka z napisem zepsuta. Najwyraźniej ktoś zamierzał uprzykrzyć życie mieszkańcom.
Podjęłam mozolną wspinaczkę na trzecie piętro, przygotowując się mentalnie. Tak naprawdę wypiłam tylko trzy piwa i jakąś wiśniową nalewkę. Nie byłam pijana — wymiotowanie i rześki spacer pomogły mi wytrzeźwieć. Fakt, czwarta nad ranem to nie najlepsza godzina na powrót. Ale odprowadził mnie członek rodziny Uchiha, więc wszystko było pod kontrolą.
Stanąwszy przed drzwiami, poprawiłam szalik i czapkę. Najciszej jak potrafiłam, otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Korytarz pogrążony był w szarościach. W mieszkaniu panowała cisza wypełniona miarowym oddechem. Odetchnęłam z ulgą, odłożyłam klucze i zdjęłam kurtkę.
— Nie wysilaj się. Jeszcze nie śpię.
Zacisnęłam ręce w pięści, słysząc ten ton w głosie Kakashiego. Zawsze kiedy mnie pouczał lub przyłapywał na czymś, bezskutecznie próbował ukryć rozczarowanie. Nigdy nie byłam idealną córką. Może dlatego mama, w dniu siedemnastych urodzin, postanowiła podrzucić mnie mojemu owianemu tajemnicą  ojcu i wyjechać do Korei.
Zajrzałam do salonu. Policjant siedział w ciemnościach z laptopem i przeglądał nagrania z monitoringu. Robił to od miesięcy, ale bez rezultatu. Z tego co wiedziałam, do tej pory nie udało mu się nic znaleźć, a przestępcy, których szukał, pozostawali nieuchwytni.
— Wróciłam cała i zdrowa — zakomunikowałam.
— Piłaś? — zapytał, nie odrywając wzroku od ekranu. Pod oczami miał sińce od długiego przesiadywania przed komputerem.
— Trochę — odpowiedziałam wymijająco.
— Skończ z tym, dziewczyno.
— Co, słowo córka nie może ci przejść przez gardło? — zjeżyłam się. Po raz kolejny dawał mi do zrozumienia, że wie lepiej, co dla mnie dobre. Ale on nic o mnie nie wiedział. Co lubię jeść, czym się interesuję, z kim się przyjaźnię. Nie miał czasu rozmawiać ze mną o takich rzeczach, ponieważ praca była dla niego najważniejsza.
— Znowu zaczynasz? — Z hukiem zamknął laptopa i wstał z krzesła. — Czy my ciągle musimy się kłócić? Nie możemy normalnie porozmawiać?
— Nie masz czasu się wyspać, a co dopiero ze mną porozmawiać! Ciągle tylko pracujesz…
— Dosyć — przerwał mój potok słów, minął mnie obojętnie i poszedł do swojego pokoju.  
A ja stałam na środku salonu, powstrzymując napływające do oczu łzy. Próbowałam się oszukiwać, wmawiając sobie, że to tylko kolejna sprzeczka. Jednak za każdym razem bolało tak samo. Nie potrzebowałam nikogo, nawet matki, która mnie zostawiła, ale…
— Kakashi naprawdę się o ciebie martwił.
W ostatniej chwili powstrzymałam się przed wybuchem. Pociągnęłam nosem, spoglądając na kanapę. Ponieważ było ciemno, wcześniej nie zauważyłam śpiącego na niej Kiby. Na podłodze obok leżał jego pies, Akamaru. Podniósł łeb, spojrzał na mnie i wrócił do krainy snu.
Podeszłam bliżej i usiadłam na dywanie obok kanapy. Inuzuka miał przymknięte powieki. Prawdopodobnie spał, a moje krzyki go obudziły.
— To nie jest hotel — powiedziałam, kradnąc poduszkę spod jego głowy. — Spadaj do domu.
— Też za tobą tęskniłem — mruknął. Podniósł się do siadu i zaczął przeciągać.
— Wypad stąd — powtórzyłam.
— Wiesz, jeszcze nigdy nie spotkałem kobiety, na którą nie działa mój urok osobisty. — Spojrzał na mnie swoimi zwierzęcymi ślepiami.
— Twój, co…?
Urok osobisty Inuzuki polegał na jego podobieństwie do Akamaru. Bywał tak samo dziki i nieokrzesany. Jednak rozkazy swojego pana — Kakashiego — wykonywał bez słowa protestu.
— Uratowałem dzisiaj kota. — Kiba nagle zmienił temat. — Prawie przejechała go rozpędzona ciężarówka. Wiesz, co było dziwne? Nie wyglądał na kota z ulicy. Raczej, jakby dopiero się na niej znalazł.
— I co?
— I nic. Przestraszył się Akamaru i uciekł. Ale teraz, kiedy o tym myślę… Jesteś zupełnie jak ten kot.        


< > 

  Dodaję ładnego Itacza, żeby skradł serca czytelniczek. Na wyłączność. XD Bo Mayako zaklepała sobie Kibę. 
    50% obietnicy już wypełniłam, a że majówkę mam do 9 maja...  
Widzimy się niebawem na Zapomnianych!  
CREATED BY
MAYAKO
CREDIT: ART