Nie mogłem złapać
oddechu. Moje płuca kurczyły się, powodując bolesny uścisk w klatce piersiowej.
Próbowałem zaczerpnąć powietrza, ale pył, który dostawał się do nosa, zaczął
mnie dusić. Mimo to, biegłem przed siebie. Nie mogłem się zatrzymać. Obijałem się
o nogi ludzi, którzy zmierzali w przeciwnym kierunku. Wpadałem na nich jak
burza. Czasami kopali mnie w bok. Czasami dreptali po łapkach. Czasami nie
zdążyli nic zrobić. Biegłem tak szybko, że nie mogłem oddychać. Z przerażenia
kręciło mi się w głowie. Rzucałem rozbiegane spojrzenie na prawo i lewo, ale
nigdy się nie odwracałem. Bałem się spojrzeć w tył. Parłem przed siebie.
Nie wiedziałem, gdzie
jestem. Rozglądałem się, ale widok wciąż był ten sam – buty, wysokie nogi,
obdrapane ściany i betonowe podłoże. Czułem się, jakbym stał w miejscu, z
którego wyruszyłem. Opuszki łapek miałem obolałe. Moje futerko oblepił uliczny
kurz. Gardło szczypało od syczenia i ksykania na nieludzkich ludzi. Z trudem
powstrzymywałem piekące łzy w oczach.
Zatrzymałem się gwałtownie,
uderzając w mur kolumn. Próbowałem zobaczyć, co się dzieje. Dlaczego stoją?
Dlaczego nie idą? Ja nie mogłem się zatrzymać. Musiałem uciekać. Zacząłem
mozolnie przeciskać się pomiędzy nogami. Nagle fala ruszyła i porwała mnie z
sobą. Krzyknąłem przerażony. Wszyscy szli szybko, jakby ich też ktoś ścigał.
Miauknąłem, trącony butem. Poczułem przeszywający ból w brzuchu, jak wtedy, gdy
kopnął mnie Sasori. Wpadłem na inny but i odbiłem się w bok. Wyrzucony z tłumu,
wylądowałem na ulicy. Paraliż ogarnął moje ciało. Wydawało mi się, że leżę pod
ścianą i zbieram się po upadku. Gdzie jest szafa? Podniosłem zamglone
spojrzenie. Nigdzie jej nie było. Zamiast niej coś bardzo jasnego zajrzało mi
prosto w oczy. Oślepiony odwróciłem wzrok. W pobliżu nie było już ludzi. Głośny
ryk zjeżył mi skórę na grzbiecie. Wielkie auto z ostrymi światłami zbliżało się
do mnie. Nie mogłem się ruszyć. Świat dookoła wydawał się wielki i groźny. Nie
wiedziałem, w która stronę zrobić krok, by był bezpieczny.
Odwróciłem głowę. Kątem
oka zauważyłem długi cień. Nagle pojawił się obok i wyciągnął po mnie swoją
mackę. Oplótł nią mój brzuch. Serce podeszło mi do gardła. Nie mogłem złapać
ostatniego oddechu. Miauknąłem niemo. Zacisnąłem powieki, myśląc, że to koniec.
— Już dobrze —
powiedział ktoś, miażdżąc moje żebra. — Już dobrze — wysapał. — Jesteś
bezpieczny, kocie.
Czułem przyjemne ciepło
bijące od tego kogoś. Powoli przenikało mój zmarznięty organizm. Niepewnie
przycisnąłem ucho do jego ciała. W środku usłyszałem rytmiczne bum-bum,
bum-bum, bum-bum. Takie samo bum-bum było w mojej mamie i babuni. To
tempo, które uderza w takt miłości i dobroci. Po długiej chwili bezruchu,
odważyłam się otworzyć oczy. Napotkałem ciepłe spojrzenie człowieka, który
przyglądał mi się badawczo.
— Wyglądasz jak jedno
wielkie nieszczęście, kocie. Co robiłeś sam na środku ulicy? — zapytał. — Ktoś
cię porzucił? Jesteś bezdomny? Uciekłeś ze schroniska?
Spiąłem się, słysząc
ostatnie słowo. Syknąłem na niego. Wysunąłem pazurki i wbiłem w jego klatkę
piersiową. Chciałem się odbić i uciec, ale jego mocny uścisk mnie powstrzymał.
— Ał, ałć! — krzyknął. —
Ciii, przepraszam. Już dobrze, spokojnie. Nie chcę cię skrzywdzić. — Człowiek
miał przyjazny głos. — Ale teraz musimy wstać. Nie mogę leżeć na tym chodniku w
nieskończoność — mówił, podnosząc się powoli.
— Boję się —
wychrypiałem cicho, ponieważ moje gardło wciąż było ściśnięte ze strachu.
Przyległem ciaśniej do chłopaka, zahaczając pazurki w ubrania. Czułem, że przy
nim mogłem być bezpieczny, jednak trwoga wciąż mnie nie opuszczała. Nie
chciałem, by panowie, którzy zabrali babunie, złapali mnie i oddali do
schroniska. Dookoła było wielu podobnych do siebie ludzi. Może ukryli się
gdzieś w tłumie. Może znajdowali się tuż obok. Może sobie odpuścili. Coś, nie
wiedziałem co, nie pozwoliło mi tak myśleć, dlatego trwałem w ciągłej
gotowości. W każdej chwili mogłem rzucić się w tłum okropnych ludzi i uciekać
przed siebie.
Musiałem jednak
przyznać, że byłem zmęczony, obolały oraz głodny. Najchętniej położyłbym się w
ciepłym miejscu i zasnął na bardzo długo. Zapomniał o wszystkim.
— Jesteś może głodny,
kocie? — zapytał chłopak. Oparłszy się o ścianę, zaczął się wiercić i szukać
czegoś w kurtce. — Co prawda mam tylko smakołyki dla psów, ale chyba nie
będziesz miał nic przeciwko. O, są! Proszę. — Podsunął mi pod pyszczek rękę z
jedzeniem. — Aj, uważaj. Prawie odgryzłeś mi palec. — Zaśmiał się serdecznie. —
Nie powinno mi być do śmiechu — powiedział, wyciągając kolejny smakołyk. — Szef
żywcem oberwie mnie ze skóry, jak mu powiem, że zgubiłem tamtego drania, bo
ratowałem kota. Oby mój partner go złapał. Ech, po co pakowałeś się pod tę
ciężarówkę, kocie?
— Nie zrobiłem tego
celowo — fuknąłem na niego. Nie miał pojęcia, co dziś przeszedłem, a obarczał
mnie winą za swoje problemy.
— W końcu wraca.
Powędrowałem za jego
spojrzeniem i próbowałem odgadnąć o kim mówił. Przyglądałem się zaciekawiony
mijającym nas ludziom, kiedy mój koci instynkt ostrzegł mnie przed
niebezpieczeństwem. Niedługo potem usłyszałem szczekanie psa. Znajdował się
niedaleko i zbliżał w naszym kierunku. Byłem pewny. Mój instynkt nigdy nie
zawodził.
Po chwili go zobaczyłem.
Wielka biała bestia z czarnymi ślepiami wybiegła spomiędzy tłumu wprost na nas.
Rzuciła się z łapami na chłopaka. W ostatniej chwili wyślizgnąłem się z uścisku
i dałem susa w bok. Ledwo dotknąłem ziemi, ruszyłem przed siebie jak strzała.
Nie zwracałem uwagi na potknięcia, czy krzyki ludzi. Biegłem co sił w
zmęczonych nóżkach. Zanim zniknąłem za zakrętem, ostatni raz spojrzałem w oczy
chłopaka, który uratował mi życie.
< >
Dzień stawał się coraz
bardziej szary. Ludzie na ulicach przestali zwracać na mnie uwagę. Ich oczy
widziały tylko to, co chciały. Nikt nawet nie pomyślał, że tuż obok szedł
samotny kot ze złamanym sercem. Byłem wykończony psychicznie i fizycznie. Długa
ucieczka i nieustanny strach przed złapaniem odcisnęły na mnie swoje piętno.
Ponadto znajdowałem się na terytorium ludzi. Mieli nade mną przewagę liczebną,
podczas gdy ja nie wiedziałem nawet, gdzie się znajduję. Ulice, chodniki i
budynki były do siebie bardzo podobne. Mnogość nowych zapachów uniemożliwiła mi
podążanie jakimkolwiek tropem. Znalazłem się w beznadziejnej sytuacji.
Przycupnąłem na rogu
budynku, pozwalając odetchnąć łapkom. Musiałem też zastanowić się, co dalej.
Nigdy nie brałem pod uwagę odejścia babuni. Mój wymarzony plan na życie był
banalny – jeść, spać i towarzyszyć człowiekowi do końca moich dni. Tymczasem
zostałem bez jedzenia, dachu nad głową i człowieka, którym mógłbym się
opiekować. Moje istnienie stało się mało ważne. Tak bardzo chciałem, by ktoś
przytulił mnie do serca i powiedział błahe będzie dobrze. Żałowałem, że
mój wybawiciel odszedł z tym wielkim psem. Może mógłbym u niego znaleźć
schronienie – jakiś ciepły kąt i miskę jedzenia.
Z filmu dokumentalnego
wiedziałem jaki jest los bezdomnych kotów. Płaczą na ulicach pośród obojętnych
uśmiechów ludzi. Śpią skulone w ciemnych kątach i zakamarkach. Szukają resztek
w śmietnikach. Walczą o terytorium z innymi kotami. W najlepszym wypadku
trafiają do schronisk, gdzie dostają kocie chrupki i miejsce do spania, ale
nawet tam muszą walczyć. Każdego dnia starają się z wszystkich sił się i
błagają: wybierz mnie, będę grzeczny! Niektórzy są wybrańcami, inni –
toczą tę bitwę do końca swych dni. Bo ostatecznie umierają z żałości i smutku.
A ja? Może to
egoistyczne, nieodpowiednie, wbrew naturze i przeznaczeniu, ale nie chciałem
jeszcze odchodzić. Wciąż byłem ciekawy tego świata, rzeczy, których nie
poznałem, miejsc, których nie odwiedziłem, serc, których nie dotknąłem
miłością. Chciałem żyć.
< >
— Nazywam się Yuriko,
panie kocie. Po prostu Yuriko — powiedział, poruszając swoją wielką brodą. Nie
pachniał i nie wyglądał zbyt ładnie, ale był moją jedyną nadzieją. Zapowiadała
się mroźna noc, a on zaoferował mi kąsek jedzenia oraz ciepłe lokum. W zamian
mogłem mu ofiarować odrobinę mojej miłości.
Z ulgą usiadłem pod jego
nogami. Byłem tak obolały, że nie mogłem nawet unieść łapek. Spojrzałem na
niego wielkimi oczyma i miauknąłem. Po chwili najwyraźniej zrozumiał, co miałem
na myśli i posadził mnie na swoich ramionach. Wczepiłem się pazurkami w
materiał wielkiej bluzy.
— Wyglądasz na zadbanego
kota, jakbyś dopiero co zjawił się na ulicy — mówił. — Yuriko zna ulicę. Żyje
tu już długo, bardzo długo. A ty jesteś spłoszony, wygłodniały i pewnie nie
wiesz, gdzie jesteś. Z czasem nauczysz się tych ulic, zobaczysz. — Skręciliśmy
w ciemny zaułek bez latarni. Mimo że siedziałem nieruchomo, minimalnie
obracałem głowę i rzucałem roztargnione spojrzenie we wszystkich kierunkach.
Starałem zapamiętać szczegóły, jak i w porę dostrzec niebezpieczeństwo. —
Yuriko ma taki kącik obok dużego klubu. Ze środka na zewnątrz płynie ciepłe
powietrze. To robi dobrze na moje stare kości. Oj, kotku, dużo życia już
przeżyłem... Jesteśmy, to tutaj. — Zmrużyłem oczy, ponieważ jaskrawe światła
wdarły się do mojej głowy, powodując nieprzyjemny ból. — Musimy przejść na tył.
Kącik o którym opowiadał
mężczyzna, był kawałkiem ziemi obok wentylacji. Z uwagą przyglądałem się, jak
wyciąga sterty kartonów zza kontenera i rozkłada je. Lepsze to, niż nic,
pocieszałem się. Fakt, nie byłem przyzwyczajony do takich warunków, ale
znalazłem się na ulicy. Jeśli chciałem przeżyć, nie mogłem wybrzydzać.
Usiadłem obok Yuriko,
który żuł suchą bułkę i zacząłem się myć. Nie mogłem znieść stanu mojego
futerka. To wielki wstyd dla kota pokazywać się w tak opłakanym stanie.
— Dawno temu Yuriko był
w wojsku, zabijał złych ludzi — rzucił ze śmiechem mężczyzna, zagajając
rozmową. Zauważyłem, że lubił opowiadać dużo historii. — Nie wiem, czy naprawdę
byli źli. Tak mówili ci wyżej, ci mądrzejsi. W wojsku trzeba słuchać tych
wyżej, pani kocie. Albo słuchasz, albo wylatujesz. — Zamilkł na moment. — I
Yuriko wyleciał, bo nie posłuchał. To było zaraz po tym, jak awansowałem.
Miałem oddział pod swoim dowództwem i rozkaz do wykonania: napaść na wioskę
wroga i zabić. Więc idziemy, a na miejscu sami cywile. Zupełnie niewinni. No i
co byś zrobił, panie kocie? Pewnie, że nie zabił! Jeszcze nie takie ze mnie
zwierzę było, jak teraz. Sam zobacz. — Zaśmiał się. — Już prawie chodzę na czterech
łapach i brodę mam jak futro.
— Proszę mnie do siebie
nie porównywać — fuknąłem, przerywając rozczesywanie kołtuna sierści. — Ani do
żadnego innego człowieka.
— I bez tego człowiek
jest czasami gorsze zwierzę od zwierzęcia — dodał po chwili. — Choćby ci, co
prowadzą ten klub. To już nie są ludzie, więc lepiej uważaj, panie kocie i nie
plącz się im pod nogami. Wiem, co mówię.
— Dobrze — miauknąłem w
odpowiedzi. Przerwałem toaletę i przysunąłem się bliżej mężczyzny. Biło od
niego przyjemne ciepło.
— Masz, nic więcej nie
mam — powiedział, podsuwając mi pod nos rękę. Leżał na niej kawałek bułki,
który ostrożnie wziąłem w pyszczek i zacząłem przeżuwać. — Kto mógł wyrzucić
takiego kociaka?
Spojrzałem na niego
zaskoczony. W ciemnościach dostrzegłem, że oczy Yuriko są dziwnie szklane.
— Właściwie to sam
uciekłem — mruknąłem, wdrapując się na jego pierś. — Mój człowiek odszedł do
nieba, tak jak wcześniej moja mama. Nie wiem, gdzie to dokładnie jest. Było mi
bardzo smutno, w dodatku panowie, którzy zabrali babunię chcieli mnie zabrać do
schroniska… — mówiłem. Z każdym kolejnym słowem czułem się lżejszy.
Yuriko był nie tyko
dobrym bajarzem, ale także słuchaczem. Głaskał mnie nawet po głowie. Jego
wygląd i zapach zupełnie przestały mi przeszkadzać. Zdałem sobie sprawę, że
musiałem wyglądać i pachnieć podobnie jak on, tylko w kociej wersji.
Skończywszy opowiadać,
zwinąłem się w kłębek. Yuriko przykrył mnie połą bluzy i sam położył się spać.
Po chwili zasnąłem wsłuchany w rytmiczne bum-bum, bum-bum, bum-.
< >
Obudziłem się zmarznięty
i zaniepokojony. Mój instynkt ostrzegał mnie o niebezpieczeństwie. Wysunąłem
się z objęć Yuriko, by rozejrzeć się po okolicy. Szarość nocy rozjaśniała się
światłem poranka. Mogłem wyraźnie dostrzec kontener na śmieci, ściany zaułka i
pochmurne niebo. Świat był smutny i ponury.
Ostrożnie odwróciłem
głowę, czując na sobie nieprzyjemne spojrzenie.
— Nowy pchlarz, ale mam
fart! — zarechotał pies, który pojawił się zupełnie znienacka. — Co, kiciusiu?
Zgubiłeś się?
— Riko, gdzie łazisz? —
Zaraz za nim pojawił się wysoki mężczyzna.
Wyczułem poważne
kłopoty. Nie wiedziałem tylko, z której strony się ich spodziewać – wielkiego
psa czy niebezpiecznego i wściekłego człowieka.
— Co tu robisz,
koteczku? Zgubiłeś się? — zaskomlał pit bull.
Spojrzałem na Yuriko,
który pogrążony był w głębokim śnie. Mimo paraliżującego strachu, postanowiłem
podjąć rozmowę z psem. Chciałem zdobyć trochę czasu. Miałem nadzieję, że
mężczyzna zaraz się obudzi i wymyśli jakiś plan.
— My… chcieliśmy się
tylko ogrzać — odpowiedziałem. — Zaraz sobie pójdziemy. Nie chcemy kłopotów.
— A to dobre!
— Cholera, jest zimny —
syknął obcy mężczyzna, kopiąc Yuriko w ramię.
Zawrzałem. Nie pozwolę,
by ktokolwiek traktował tak dobrego człowieka. Odbiłem się z ziemi i zgrabnie
wskoczyłem na oprawcę. Niemal natychmiast przystąpiłem do ataku. Wysunąłem
pazurki, zatapiając je w jego skórze. Mężczyzna wrzasnął z bólu. Przejechałem
łapką policzek i dałem susa w bok. Nie przewidziałem tylko, że pit bull także
postanowi zaatakować. Koci instynkt w porę ostrzegł mnie o niebezpieczeństwie.
Sekunda później i byłbym bez ogona. Uskoczyłem pod kontener.
— Wyłaź stamtąd! —
wrzeszczał Riko. Był zbyt duży, by wcisnąć się pod kosz, więc wsuwał swoje
łapy, próbując mnie dostać. — Masz ogromnego pecha, kocie! — odgrażał się.
— Pecha? — zaciekawiłem
się.
— Oczywiście! Nie
wiedziałeś, że czarne koty przynoszą pecha? — Zaprzestał prób złapania mnie. —
A ty jesteś najbardziej pechowym pchlarzem z wszystkich!
Skuliłem się w sobie.
Przypomniałem sobie odejście mamy oraz śmierć babuni i przyznałem mu rację.
Byłem kotem, który przynosił pecha. Całe moje życie nie miało sensu. Po co
kochać kota, który przyciąga nieszczęście?
— Wyłaź, pchlarzu!
— Riko, cicho! —
Lodowaty głos usadził psa w miejscu. — Do nogi, kundlu! Co tam masz, Dei?
— Ochroniarze mówią, że
ten facet często się tu włóczył — powiedział inny ktoś. — Mógł coś widzieć?
— Nie wiem. Ale na nasze
szczęście jest sztywny. Trzeba go stąd zabrać, zanim ktoś coś zwęszy. Tylko psiarni
nam tutaj brakuje — westchnął. — Jutro w nocy będzie kolejna dostawa. Wszystko
musi pójść gładko, rozumiesz?
Korzystając z chwilowego
zamieszania rzuciłem się biegiem w stronę wyjścia z zaułka. Chodniki i ulice
były puste, więc mogłem uciekać bez przeszkód. Riko ruszył w pogoń za mną, ale
powstrzymał go lodowaty głos.
< >
Przebiegłem nieduży
odcinek, gdy łapki odmówiły mi posłuszeństwa. Mieszkając w bloku, nie miałem
okazji tak dużo się ruszać. Najczęściej przesypiałem całe dnie na fotelu, słonecznym
parapecie lub ciepłych kolanach babuni. Spojrzałem w tył i z wielką ulgą
stwierdziłem, że nikt mnie nie goni. Byłem już zmęczony ciągłym strachem przed
złapaniem.
Skręciłem w pobliski
zaułek. Musiałem odpocząć, w innym wypadku byłbym łatwym celem dla złych ludzi
i psów. Usiadłem pod metalowym koszem. Starałem się ignorować nieprzyjemny i
uciążliwy zapach. Nie powinienem wybrzydzać.
Strzygłem uszami
zaniepokojony. Ktoś czaił się w pobliżu. Strach ponownie zawładnął moim ciałem,
sprawiając, że stałem się bezsilny. Miałem po dziurki w nosie takiego życia,
ciągłego uciekania, chowania się. Nie wybrzydzaj. Tęskniłem za
spokojnymi i leniwymi dniami z babunią. Nie wybrzydzaj. Bolały mnie
łapki, a moje futro wyglądało okropnie. Nie wybrzydzaj.
Moje serce uderzało
bardzo szybko. Z trudem łapałem oddech. Obserwowałem jak zza śmietnika powoli
wysuwa się cień. Przykleiłem się bliżej ściany, pragnąc stopić się z nią w
jedność. Niestety, bystre, złote ślepia dostrzegły mnie pośród szarości. Białe
kły błysnęły przed moim nosem.
— Opanuj się, Pałkarz.
Straszysz, młodego. — Ciepły głos odpędził koszmar.
Mama?
Spojrzałem odważnie
przed siebie, ale nigdzie nie dostrzegłem rodzicielki. Zamiast niej ujrzałem
dwa koty. Jeden był czarno-białym chudzielcem ze złotymi ślepiami. Sierść miał
wyliniałą i zniszczoną. Obok niego dostojnie siedziała ciężarna kocica. Miała
bure pasiaste futerko.
— Coś ty za jeden? —
warknął kot. — To nasze terytorium.
— Pałkarz, uspokój się —
skarciła go kotka. — Jestem Luna, a to Pałkarz. — Miała przyjemny, ciepły głos.
— A ty jak się nazywasz?
— Kruczek —
odpowiedziałem, rozluźniając się. Bardzo się cieszyłem ze spotkania z kimś, kto
mógł mnie zrozumieć. Para wyglądała na stałych bywalców w tej okolicy. Miałem
nadzieję, że pomogą mi odnaleźć się w nowej sytuacji.
— Jak tu trafiłeś? —
dopytywała.
— Mój człowiek odszedł
do nieba. Musiałem uciec z domu, ponieważ krewny babuni był bardzo zły.
— Typowe — mruknął
Pałkarz.
— Posłuchaj, Kruczku —
powiedziała poważnie Luna. — Nie możesz tutaj zostać, wydajesz się sympatyczny
i nieszkodliwy, ale to na nic się zda. Wątpię byś umiał walczyć, a to —
wskazała głową na zaułek — wywalczyliśmy razem z Pałkarzem. To nasze
terytorium. Jeśli nie chcesz kłopotów, to idź już sobie.
— Ale…
— Zjeżdżaj stąd. — Kocur
naskoczył na mnie i ksyknął.
Dałem susa w bok.
Spojrzałem na koty błagalnym wzrokiem. Miałem nadzieję, że zmienią zdanie.
Bardzo potrzebowałem ich pomocy.
— Idź już stąd, Kruczku
— powtórzyła Luna, odwracając się do mnie plecami.
Oto jestem i rozdział też jest. Przyjmę na klatę wszystkie zarzuty, bo wiem, że ostatni był w grudniu i że strasznie się guzdram.
Zdaję sobie
sprawę jak bardzo moje nieczęste publikacje tutaj odpychają potencjalnych
czytelników. Proszę jednak weźcie poprawkę na czas w moim życiu prywatnym –
prawko, nauka, szkolna gazetka, w której jestem naczelną, inne dylematy, inne opowiadania... Nie mogę Wam obiecać poprawy (...kto wie? może rzucę szkołę, żeby pisać? xD). Mimo to
mam nadzieję, że najwytrwalsi zostaną ze mną do końca! <3 Dziękuję za każdy,
choćby króciutki komentarz, miłe słowa i wyświetlenia. W najbliższym czasie dokończę drugi rozdział Punktu widzenia, a potem siadam do Kota! Buziaki :3
Ten biedny kotek faktycznie ma pecha. Kolejny dobry człowiek mu umarł:/ Co prawda bezdomny, ale jednak.
OdpowiedzUsuńJa poczekam. Wiem, jak to jest, kiedy ma się dużo na głowie;) Zaglądam co jakiś czas i w końcu trafiłam na rozdział:)
A co do samego rozdziału, strasznie mi szkoda Kruczka. Pewnie jeszcze sporo przejdzie, zanim trafi w dobre ręce.
Pozdrawiam i weny życzę:)
[ciunas-story.blogspot.com]
Ale póki co ostatni! Nie mam w planach nikogo uśmiercać w kolejnych rozdziałach. :) Dziękuję za komentarz i również pozdrawiam :3
UsuńA to mi żeś zaspoilerowała:) W takim razie spokojnie czekam na następny rozdział;)
UsuńŚwietny rozdział! Biedny Kruczek, niczemu nie jest winien, a doznaje tyle cierpień. Szkoda tego bezdomnego, który go przygarnął. Mam nadzieję, że kotek w końcu znajdzie swojego człowieka. Czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńhttps://ptaszkow.blogspot.com/
Dziękuję. :) Za kilka rozdziałów Kruczek trafi pod właściwy adres.
UsuńAch, musiałam poszperać, żeby zobaczyć, przy którym rozdziale zagubiłam się w akcji z komciami. Narobiłam sobie takich zaległości wszędzie, że aż się dziwnie czuję. JAK NIE JA NORMALNIE XD
OdpowiedzUsuńNadrobiłam oba rozdzialiki.
I przy drugim rozdziale zdziwiła mnie taka przyjacielska postawa Sasuke. I zawsze czuję takie dziwne ukłucie w sercu, gdy on zachowuje się tak przyjemnie, miło i czule wobec innej kobiety niż Sakura. Jeny... Tak, mam mały obłędzik z nimi. Boję się tylko czy później ta ich przyjaźń czy coś nie zacznie mi przeszkadzać przez to :/
Ale miło mi się czyta.
O niee! Jeszcze Naruto do niej zarywa XDDDDDDD (tu jest dużo iks de, żebyś mnie źle nie zrozumiała - to żart :D Mnie się trzymają takie głupie XD)
Scenka z imprezą mi się podobała. W sumie się cieszę, że wzięłam się za nadrabianie Kota, bo jakoś mnie to odprężyło.
I przy trójeczce się ucieszyłam widząc scenę z Kotem. No i później och, och... rozdział czytało mi się tak dobrze. Wydaje mi się, że nawet lepiej niż 2. Naprawdę to jedne z fajniejszych i ciekawszych scen! I z chęcią przeczytałabym ich więcej, bo świetnie Ci wychodzą!
Pogody ducha i wiosny w serduchu Kaori!
Buzia!
Nie będę tu wciskać SasuSaku. Co za dużo wątków, to nieciekawie xD Ale Sasuke dostanie jeszcze swoje pięć minut jako przyjaciel Arishy. Tak samo jak Naruto. XDDD
UsuńDziękuję za miłe słowa! <333 Aż się ciepło na serduchu robi. Buziaki!
Witam!
OdpowiedzUsuńA ja chyba znowu przyszłam się trochę poczepiać i pomarudzić :-). I niestety dalej chodzi mi o tę kocią narrację, a konkretniej zamierzam wyjaśnić, dlaczego mi nie leży i dlaczego moim zdaniem jest ona znacznie trudniejsza, niż się wydaje. Może zawrę to w punktach.
1. Bardzo podoba mi się, że kot nie potrafi nazwać tego rytmicznego bum-bum, które słyszy w ludzkiej piersi. Ale... chwilę wcześniej sam czuł, że palą go płuca. Skąd kot wie, że ma płuca? To nawet ludzie tego nie wiedzą, póki nie wyłoży im się anatomii na lekcjach biologii. Wcześniej boli ich coś tam o w środku, ale co konkretnie? Czym oddychają, dlaczego? A kotek wie, skąd? :-) Potem zresztą słowo serce już się pojawia, buuu...
2. Ile razy taki mały kot, którego właścicielką była staruszka miał do czynienia z samochodami? Żeby umieć je nazwać i wiedzieć, czym są, trochę chyba powinien. Bo jeśli nie, to dla niego powinno być jakieś hałasujące i świecące ustrojstwo.
3. I tutaj będzie chyba mój największy problem z kocią narracją. Chodzi mi konkretnie o fragment, w którym kotek spotyka, jak zakładam, bezdomnego. Napisałaś, że trochę nie był przekonany do jego zapachu czy wyglądu i jeśli jeszcze ten zapach jestem w stanie przełknąć (choć patrząc na to, że koty mojego chłopaka obwąchują mu w letni dzień skarpetki i nie padają od razu na zawał, to też nie jestem do końca przekonana), tak ten wygląd mi zgrzyta. Nie znam się na kotach, ale obstawiam, że dla nich wyglądamy mniej więcej tak samo. A już na pewno patrząc na nas nie potrafią rozróżnić naszej płci czy wieku, a co za tym idzie, tym bardziej nie potrafią ocenić, czy ktoś wygląda na zadbanego i porządnego, czy nie. Brudny obdartus z brodą i zaniedbanymi włosami raczej niewiele się dla niego różni od zadbanej kobiety, pachnącej perfumami. Chyba tylko zapachem, a i nie mam pewności, czy mocna woń jej perfum nie odrzucałaby go bardziej.
Dlatego właśnie uważam, że kocia perspektywa może być cholernie trudna, bo na niektóre rzeczy po prostu nawet się nie wpadnie. Wiem, że się czepiam, ale chcę, żebyś zrozumiała, o co mi chodzi. Oczywiście gdyby wyeliminować wszystko, czego koty nie powinny wiedzieć, czy rozumieć, rozdziały wyglądałyby bardzo chaotycznie i niejasno, ale wydaje mi się, że są takie kwestie, które nie zepsują znacząco odbioru, gdyby je zmienić, a dodadzą realizmu. Bo ja nie ukrywam, że mam spore oczekiwania wobec kociej narracji :D
Czy to już jest ten moment, kiedy zaczniesz się modlić, bym więcej tu nie przyszła i nic nie napisała? xD. Bo musisz wiedzieć, ze opowiadanie samo w sobie mi się podoba i ciekawi mnie, co będzie dalej. Jest intrygujące i niezwykle klimatyczne. Przyznam szczerzę, że zdziwiłam się, kiedy przeczytałam, że chodzisz do szkoły, bo jakością publikowanego tekstu prezentujesz znacznie wyższy poziom. Trochę generalizuję, wiem, bo to kwestia zupełnie indywidualna. A może porównuję Cię ze sobą, bo moje opowiadania z czasów szkolnych to była istna katastrofa xD
Weny życzę i pozdrawiam! :-)
Nieee, to ten moment, kiedy zaczynam Cię przeklinać i warczeć pod nosem podczas czytania komentarza. XD
UsuńJa wiem, że nie każdy "kupi" tę historię i na 9 zadowolonych i zakochanych trafi się jeden taki przypadek jak Ty. Bo ja też nie "kupuję" wszystkich książek czy filmów, którymi zachwycają się inni.
Co do płuc i aut, wcześniej w pierwszym rozdziale było wspomniane, że oglądał z babunią kryminały i ogólnie telewizję, więc tam mógł się tego dowiedzieć. Głupio byłoby to wszystko za każdym razem tłumaczyć... chociaż mogłam to oglądanie jakoś podkreślić, żeby czytelnik zapamiętał.
A co do rozpoznawania ludzi... Teraz wyjdę na wariatkę, trudno xD Ja wiem, że z biologicznego punktu widzenia może być trudno udowodnić, że koty rozpoznają ludzi... Ale ja jestem "uduchowiona", mam na myśli, że wierzę, że koty i inne stworzenia też mają duszę i... kurka, ja mieszkam i żyję z kotami od pieluchy, to moja druga (albo i pierwsza) rodzina, więc... nadaje im dużo ludzkich cech i w ogóle gadam do nich, miziam się z nimi... Dla mnie kot to "coś" więcej niż kot-zwierzę. Dlatego tego realizmu może tu czasami brakować. xD Zresztą staram się, żeby Kruczek opisywał w narracji tych ludzi przez jakieś bardzo charakterystyczne cechy, a nie szczególiki...
Ochłonęłam już i doszłam do wniosku, że... przyjmuję wyzwanie! xD W życiu nie może być za łatwo, nie? Komentuj i czytaj dalej, a ja będe się starała pisać jak najlepiej!
Tymczasem biegnę nakarmić moje darmozjady xD
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam :)
Czekaj, zjadłam coś... xD
Usuń*duszę i świadomość, może nie w takim stopniu jak ludzie, ale jakąś świadomość na pewno mają (koty i wgl inne zwierzęta). Zresztą gdybym w to nie wierzyła, nie byłabym wegetarianką. XD
OdpowiedzUsuńHeee-Yo :*
Sorry za wcześniejszą wtopę xD
Ja tu do ciebie wpadłam od jednego z katalogów i jedno wielkie OMG, urzekła mnie twoja historia <3 i wcale nie mówię tego w taki znudzony sposób, jaki serwują nam internetowe memy :P ja normalnie nie mogę wyjść z podziwu. Kochanie :O jak ty wspaniale piszesz :D :D Oj będę cię chwalić w tym komentarzu tak, ze w samozachwyt popadniesz! Pisanie w pierwszej osobie wymaga dość sporej uwagi na szczegóły – ruchy, uczucia, myśli i inne, dlatego podziwiam! Podziwiam x100, że nie tylko ludzia sobie obrałaś, ale i kota!
Swoją drogą ten twój Kruczek jest milusi <3 gdzie są takie koty ja się pytam? Moja kotka, to panienka zawsze tupiąca majestatycznym krokiem i spoglądająca na mnie z wyższością, choć to ja zawsze jestem wyżej… a na co dzień ma wzrok typu – are you fucking kinding me D: gdyby mówiła, to pewnie mówiłaby mi per sługo D:
Powiem ci, że fajną masz playlistę – nie jestem fanką kpopu, ich kluskowy język mnie nie zachwyca, ale taka jedna mnie maltretuję linkami BTSów i innymi bandami, w tym na winęła się Lee Hi, lubię jej łagodny głos w Breathe (chociaż tylko refreny mnie chwyciły za serce) teraz w dodatku lubię ją w epik high :D – przyćmiła facetów, ale wolałabym by oni się tak z tym rapem dużo nie udzielali xD początkową kwestię Lee Hi ustawiłam sobie, jako dzwonek w telefonie :P
Błędy w tekście (mowa o takich widocznych, nie o budowę zdań itd., na tym się nie znam) – zdarzała się literówka, ale nie była krzywdząca dla oka i nie było ich wiele, więc nie masz się czym przejmować ^^ ja w słowach potrafię walną liczby lub średnik :D
Komentarz fabularny:
<3
<3
<3
Podsumowując
<3
Teraz coś tak dodam od siebie, a jednocześnie zrobię taką mnie chamską autoreklamę niż zamierzałam xD
W posłowiu od siebie wspomniałaś o depresji, powiem ci, że strasznie mnie to wkurzyło, bo to takie, kurwa mać, niesprawiedliwe, że fajni, zdolni ludzie się z tą chorobą borykają :/ Pamiętaj, kochanie, że jesteś na bank zajebista, skoro mimo to, wywołujesz u innych osób uśmiech na twarzy poprzez pisanie opowiadań! Więc niech to gówno jakim jest depresja nigdy nie sprawia byś w siebie zwątpiła.
Gdybyś jednak potrzebowała się czasem pośmiać, to będzie mi miło, jak zajrzysz do mnie – https://soli-naruhina-lovestory.blogspot.com/ - bo ja piszę komedie, moim zdaniem śmieszne (skromność) a przynajmniej na tyle byś się uśmiechnęła, choćby z politowaniem odnośnie moich błędów (od 19 rozdziału dopiero znalazłam korektora – taa mam sporo rozdziałów, ale notki to 80% dialogów :P)
Także życzę weny na przyszłość! I ochoty na pisanie!
Pozdrawiam cieplutko!
Wracając do komentarza fabularnego… no co?
UsuńTamto to był żarcik, nie śmiałaś się? xDDD no proszę, nie spałabym, gdybym tak to zostawiła :D
W pierwszym momencie byłam trochę zdziwiona perspektywą kota, pomyślałam „jezu, jaka wariatka” :D potem już mi nie było do śmiechu, bo prolog i pierwszy rozdział były bardzo smutne… nie, nie rozpłakałam się, jestemkamykiem w takich rzeczach. No, ale kot-noszący-śmierć, to dosyć ciekawe przedstawienie, ciekawe i mega smutne. Przez cały czas zastanawiałam się, jak nawiążesz do kanonu, a tu tak ładnie się zaczęło od Chiyo, która niestety zmarła (choć mając w pamięci jej zabawy w udawanie martwiaka, to byłam przygotowana, że wstanie, parsknie śmiechem i powie IT’S A PRANK, BRO). Matko święta, jak ja bym tego Saso zabiła, za tego kopniaka w Kruczka… mega się cieszę, że kiciuś rozbił wazy, Saso się na nich nie wzbogaci D: Lubię Sasoriego, ale nie u ciebie, Gaara jego mógłby spalić, drewno się lepiej pali ;) swoją drogą palić koty? D: Gaara… poebało?
Biedna była ta scenka, jak się żegnał z Chiyo… takie przykre… dobrze jednak, że uciekł i nie skazał się na towarzystwo Sasoriego, choć myślałam, że to on jednak się nim zajmie i towarzysz go zmieni… :P Błahe, ale chwyciłoby za serce!
Przejście na perspektywę Arishii, wcale nie wyszło gorzej, wciąż było idealnie. No podoba mi się to, co myślę, że szykujesz w związku z paringiem Arishia x Sasuke/Itachi <3 będą konkurować, czuję to <3 Jednocześnie cieszę się, że Sakura jest upchana w tył, bo nie lubię jej :P Fajnie, że Naruto się wprosił do twojego opowiadania i fajnie, że jest tu takim sobą – rozkuwającym kłódki z serc swoich, nie teges, przyjaciół <3 wyznanie Sasuke na początku było słodkie, kochane koło ratunkowe <3 Kakashi tatusiem, wiesz jak ja ubolewam, że w anime mu nie przyznali ani dzieciaka, ani laski? :( jednak w kanonie jest zbyt wiele błędów… Nie rozumiem czym Arishia się przejmuje, mogło być gorzej. (ANEGDOTA: kiedyś gadałam z chłopakiem, ładny, piękny głos, uśmiech… no to ja też uśmiechy, zabawa swoimi włosami, delikatne wypinanie się biustem, a on nagle „… pół roku temu miałem święcenia kapłańskie D: F A I L )
Kruczek postępuję tak dziko, że ja nie wiem, jak on znajdzie dom :< tu kogoś spotyka, myślisz sobie, że będzie z nim na zawsze, a tu takie wielkie nic :< Potem zabija bezdomnego (ok, nocne zimno na dworze pewnie pomogło) potem goni go pies ( mógł pociągnąć za smycz tak, aby pociągnął trzymającego go Deia do kontenera – śmiechłabym xD) potem ląduje wśród kotów, które ostatecznie każą mu spadać… co za los…
Czekam na następny rozdział~!
KOCHAM <3 <3 <3
UsuńJak czytałam drugi komentarz to nie mogłam przestać się śmiać. XDD Teraz nie wiem, od czego zacząć odpisywanie. To od początku...
Nie wiem, gdzie znaleźć takie koty jak Kruczek, bo moje to też są małpy i jeden rudy szympans dla równowagi xD No zależy od kota, jego humorków i jego historii.
Kluskowy język <3 Piękny epitet, o mamo. Ja (nie)stety nie miałam wyboru, bo psiapsi zasypywała mnie piosenkami, najpierw ta była, teraz ta obecna, więc... Wpadłam jak śliwka w kompot xD I też kocham BTS! xD
Nie wiedziałam, że ktoś obcy może się tak przejąć wzmianką o depresji, ale spokojnie! Ja tak właściwie nie mam jej stwierdzonej na 100%, bo unikam wizyty u lekarza. Mam tylko (ja i kilka osób innych) podejrzenia, że mogę to mieć, a może tak naprawdę to wcale jej nie mam, kto wie? xD
Przyznaję się bez bicia, ze kiedyś zaczęłam Cie czytać, ale ilość rozdziałów mnie rozłożyła na łopatki. :( Nie mogę przebrnąć przez takie epopeje nawet jeśli są dobre...
Chiyo musiała umrzeć, żeby było dramatyczniej xD Żadnego "żartowałam" nie będzie.
Nie wiem, co sugerujesz, ani co myślisz w związku z Arishię i Uchihami. Naprawdę nie wiem :)
A ja właśnie nie wyobrażam sobie Hatake w anime jako ojca czy męża xD Absolutnie nie!
Ślicznie dziękuję za te komentarze! Naprawdę zrobiło mi się ciepło na serduchu! Buziii <3