Noc była rześka. Mroźne powietrze łaskotało moje rumiane policzki. Niezdarnie poprawiłam spadający szalik. Starałam się iść prosto wsparta na silnym ramieniu Uchihy, jednak nie wychodziło mi to zbyt dobrze. Alkohol otumanił moje zmysły. Uderzył do głowy, kurtyną mgły zasłaniając wszystkie troski.
— Stój — nakazał Sasuke. Wygrzebał z kieszeni kluczyki i otworzył auto. — Wsiadaj i zapinaj pasy.
Posłusznie wgramoliłam się do samochodu. Temperatura w środku zupełnie nie różniła się od tej na zewnątrz. Trzęsącymi się dłońmi odnalazłam pasy i próbowałam trafić zatrzaskiem w dziurkę.
— Daj to. — Uchiha wyręczył mnie.
— Ziiimnoo. — Zaszczękałam zębami.
W odpowiedzi tylko prychnął pod nosem i włączył silnik.
Jechaliśmy w milczeniu przez śpiące miasto. Jednoocy, nocni stróże z ciekawością zaglądali do środka. W powietrzu cicho dogorywały senne zmory i strachy. Bardzo daleko na wschodzie pojawił się pierwszy promyk słońca. Różową kreską rozdarł grafitowe niebo. Przylepiłam nos do szyby, by lepiej przyjrzeć się temu zjawisku.
— Jesteśmy przyjaciółmi. Wiesz o tym?
Wstrzymałam oddech. W tamtej chwili cały alkohol wyparował z mojej głowy.
— Kim jesteśmy? — zapytałam drżącym głosem.
— Przyjaciółmi, głupia.
Niepewnie spojrzałam na Sasuke. Mimo, że był skupiony na drodze, biła od niego niesamowita pewność siebie. Uchiha nigdy nie rzucał słów na wiatr. Nie był też zbyt wylewny jeśli chodzi o uczucia.
— A co to właściwie znaczy?
— To znaczy, że gdy będziesz się topić, ja stanę się twoim kołem ratunkowym — odpowiedział ze spokojem. — Możesz sobie zaprzeczać i protestować, ale faktem jest, że mnie potrzebujesz.
— Nie prawda. Wcale cię nie potrzebuję. — Zacisnęłam ręce w piąstki. — Nie potrzebuję żadnych przyjaciół. Wolę być sama, niż znowu kogoś tracić. Nauczyłam się żyć przeciw całemu światu — mówiłam rozdygotana. — Oni wszyscy odeszli, zostawili mnie… — Odwróciłam wzrok, czując łzy napływające pod powieki.
— Zostanę przy tobie, Arishia.
< >
Zwlekłam się z łóżka i poczłapałam do kuchni. Zimna podłoga szczypała moje bose stopy, a jasne światło poranka drażniło oczy. Wszelki zewnętrzny bodziec sprawiał mi ból. Czułam, jakby moja głowa była posklejaną porcelaną, która w każdej chwili znów mogła pęknąć. Zignorowałam pytające spojrzenie ojca, który kończył śniadanie, złapałam za butelkę z wodą i łapczywie wzięłam kilka łyków.
— Proszki są w szafce nad zlewem — powiedział, odkładając kubek do zmywarki.
Skrzywiłam się. W jego głosie zawsze była nutka troskliwości i cała gama sarkazmu.
— Wiem — odpowiedziałam, spoglądając na niego spod przymrużonych powiek.
W świetle poranka był naprawdę przystojnym mężczyzną. Szkoda tylko, że na tym kończyły się jego zalety. Przez chwilę mierzyliśmy się spojrzeniami i jak zawsze, pierwsza odwróciłam wzrok. Zawstydzona sięgnęłam po opakowanie aspiryny.
— Nic dziwnego — mruknął Kakashi. — Pijesz jak dzieciak, który latami czeka, aż będzie mógł pić legalnie, żeby nie mieć wyrzutów sumienia.
— Nie pouczaj mnie — jęknęłam.
Nie miałam siły się z nim sprzeczać. Bolała mnie głowa i z trudem mogłam pozbierać myśli. Wyznanie Sasuke było dość zaskakujące. Zastanawiało mnie, co się za tym kryło. Równie dobrze mógł to być tylko pijacki majak.
Rozpuściłam tabletkę w szklance wody i wypiłam przygotowane lekarstwo. Karcące spojrzenie ojca było nieznośne, dlatego szybko wróciłam do pokoju. Wsunęłam się pod kołdrę, marząc o tym, by kac szybko zniknął. Sen był najlepszym lekarstwem na wszystkie troski i dolegliwości. Wtuliłam się w poduszkę, odpływając myślami do krainy Morfeusza.
— Nie idziesz dziś na uczelnie?
Jęknęłam, unosząc ciężkie powieki. Kakashi stał w progu ze skrzyżowanymi rękami i spoglądał na mnie z dezaprobatą.
— Jest sobota.
— Ach, racja, sobota — mruknął zmieszany. — To ja idę do pracy.
Zaciągnęłam kołdrę na głowę i odpłynęłam.
Obudziło mnie nieznośne brzęczenie komórki. Dźwięk dzwonka brutalnie wdarł się do mojego snu, rozpraszając go. Przetarłam powieki i przeciągnęłam się. W tym czasie natręt zrezygnował i mieszkanie wypełniła kojąca cisza. Ogarnęłam spojrzeniem bałagan w moim pokoju, wyobraziłam sobie pustki w lodówce i przypomniałam o poniedziałkowym egzaminie. Senność zniknęła, gdy zaczęłam tworzyć w głowie listę rzeczy do zrobienia.
Zerknęłam na wyświetlacz telefonu. Z ekranu szczerzył się do mnie Naruto. Odblokowałam wyświetlacz i napisałam krótkiego sms-a w obawie, że jeśli oddzwonię, moja głowa ucierpi od jego rozentuzjazmowanych wrzasków. Odpowiedź otrzymałam niemal natychmiast.
11:28, Od: Naruto
Domówka u mnie wieczorem! Będziesz?!!!
11:29, Do; Naruto
Mam kaca i egzamin w poniedziałek..
11:32, Od: Naruto
Proszę, proszę, proszę, Arishia, przyjdź!!!!!
Westchnęłam i odpisałam, że się zastanowię. Niechętnie wygramoliłam się z ciepłego łóżka. Przedarłam się przez gąszcz ubrań na podłodze, by dostać się do biurka. Włączyłam laptop i puściłam moją ulubioną playlistę z piosenkami. Nucąc pod nosem „Can you hear my heart? Lika falling raindrops on the window…”* zaczęłam segregować ciuchy. Większość wyrzuciłam z szafy podczas porannych poszukiwań i teraz musiałam odłożyć je na wcześniejsze miejsce; część zapomniałam wrzucić do kosza na pranie. Zazwyczaj dbałam o porządek, ale w minionych tygodniach miałam urwanie głowy na uczelni. Na szczęście w najbliższym czasie czekał mnie tylko jeden egzamin.
Zabrałam brudne ubrania, poszłam do łazienki i rzuciłam je obok kosza, dopisując do mojej wyimaginowanej listy istotny punkt: zrobić pranie. Zrzuciłam z siebie piżamkę i wskoczyłam pod prysznic. Odświeżyłam się szybko, ubrałam leginsy i przydużą bluzę. Włosy związałam w kitkę.
— Bierz się do pracy — powiedziałam do dziewczyny w lustrze, zakasując rękawy.
< >
Listopadowa noc była chłodna i wietrzna. Gwiazdy rozsypały się na niebie, a rogalikowy księżyc zawisł pomiędzy nimi. Opatuliłam się mocniej szalikiem i kolejny raz wcisnęłam dzwonek. Mimo to drzwi ani drgnęły. Przeklęłam w myślach Uzumakiego, rozpoczynając poszukiwania komórki. Wątpiłam, by w gwarze muzyki usłyszał telefon, ale nie zaszkodziło spróbować. Cierpliwie odczekałam kilka sygnałów. Po chwili w słuchawce odezwał się zniekształcony głos.
— Arishia?! Gdzie jesteś?! Obiecałaś…
— Pod twoimi drzwiami! — krzyknęłam w odpowiedzi i rozłączyłam się. Wcisnęłam skostniałe ręce do kieszeni. Po chwili zawiasy skrzypnęły, ukazując struchlałego blondyna. Szybko weszłam do środka.
— Przepraszam, przepraszam! Nie słyszałem dzwonka — powiedział, odbierając ode mnie płaszcz. — Nie jesteś zła, prawda?
— Jestem… zmarznięta — odpowiedziałam i dałam mu kuksańca w bok. — Masz coś ciepłego?
— A ja mogę być? — Zapytał, zamykając mnie w niedźwiedzim uścisku.
Wtuliłam się w niego mocniej. Przy nim każdy czuł się bezpiecznie i swobodnie. Uzumaki był najwspanialszą osobą, jaką znałam. Zawsze uśmiechnięty, pogodny i trochę roztrzepany. Chętnie pomagał innym, mimo że sam nie miał lekkiego życia. Dla swoich przyjaciół był w stanie poświęcić całego siebie. W duchu bardzo go podziwiałam.
— Puść mnie już — wymamrotałam. Wyswobodziłam się z jego objęć i dodałam: — Hinata jeszcze coś sobie pomyśli.
— Spokojna głowa!
Weszliśmy do salonu, który żył gwarem rozmów i śmiechu. W tle cicho płynęła muzyka, w powietrzu dźwięczał stuk szkła. Przywitałam się z koleżankami, dołączając do zabawy.
Nasza paczka trzymała się razem od pierwszego roku. Jej sercem był oczywiście Naruto. Spajał nas wszystkich swoją miłością i bezwarunkowym oddaniem. Sasuke podchodził do wszystkiego z dystansem, będąc naszym głosem rozsądku. Mimo oczywistych różnic, chłopcy przyjaźnili się od podstawówki. Dość powiedzieć, że byli dla siebie jak bracia.
Trochę dalej – Hinata, dziewczyna Uzumakiego i moja koleżanka z roku. Na pozór wrażliwa i poukładana osoba, jednak podobnie jak jej chłopak, walczyła o swoich przyjaciół. Sakura była lekko oderwana od rzeczywistości i zazwyczaj chodziła z nosem w książkach. Z całych sił starała się utrzymać na medycynie, by w przyszłości zostać dobrym lekarzem. Zrezygnowała nawet z uganiania się za Sasuke, swoją pierwszą miłością.
Tuż obok znajdował się Rock, energiczny i wesoły student wychowania fizycznego i sztuk walki. Oprócz niesamowitego hartu ducha, charakteryzował się wytrzymałością, szybkością i bardzo krzaczastymi brwiami. Nieopodal niego – ponury Gaara, buńczuczny Kankuro, władcza Temari. I kilka innych osób, które kojarzyłam tylko z widzenia, a które były tu dzięki Naruto. Uzumaki miał niesamowity dar leczenia ludzkich serc i tworzenia więzi z innymi. Gdyby tamtego dnia, nie podał mi ręki, prawdopodobnie nigdy nie znalazłabym się w jego domu w tą listopadową noc.
Oparłam głowę na ramieniu Sakury, by lepiej słyszeć Hinatę.
— Odkąd Neji ma dziewczynę jest zupełnie inny — mówiła podekscytowana. — Tak jakby zapomniał o tych sztywnych regułach, których trzymał się całe życie.
— Kto to właściwie jest? — zapytałam. O kuzynie Hyuugi słyszałam wiele złego, ale nigdy nie miałam okazji go poznać.
— Nie wiem. — Dziewczyna pokręciła głową. — Braciszek Neji zrobił z tego tajemnicę.
— A może to wcale nie jest ona? — Haruno znacząco uniosła brwi.
— Sakura! Nie mów tak…
— Arishia! Zatańczysz ze mną? — Lee podbiegł do nas z bananem na twarzy i przerwał rozmowę. — Proszę, proszę, proszę! Tym razem nic ci się nie stanie, obiecuję! Profesor Gai dał mi kilka lekcji tańca.
Uśmiechnęłam się niepewnie. Rock nie należał do najlepszych tancerzy, mimo że bardzo się starał nie deptać swoich partnerek.
— Ale tylko jeden taniec — odrzekłam, chwytając jego dłoń.
Znaleźliśmy wolny kawałek przestrzeni i powoli bujaliśmy się w rytm piosenki. Czułam się trochę niekomfortowo, ponieważ Rock nie przejął inicjatywy i musiałam nim odrobinę kierować. Bardzo nie lubiłam prowadzić w tańcu. Ostatecznie jednak jego uśmiech był najcenniejszą rekompensatą.
Domówka powoli się rozkręcała. Ze stołów zniknęły przekąski i została wysłana delegacja zaopatrzeniowa. Jakiś czas później powołano nadzwyczajną ekspedycję ratunkową. Szanse powodzenia obu wypraw były raczej znikome. Ci, którzy pozostali na posterunku, rozlali się na kanapach z papierosami w ręce i cicho rozmawiali. Kiedy tylko poczułam nikotynę, uciekłam do kuchni. Nie znosiłam smrodu petów. Na szczęście Kakashi rzucił palenie niedługo po tym, jak się do niego wprosiłam. W innym wypadku uciekłabym, gdzie pieprz rośnie.
Usiadłam na parapecie i uchyliłam okno. Chłodne, nocne powietrze oplotło się wokół moich ramion, wywołując gęsią skórkę. Odetchnęłam głęboko, delektując się chwilą spokoju. Porwałam paczkę chipsów, która leżała na kuchennym blacie i powoli chrupałam ziemniaczane plasterki o smaku wędzonej papryki.
— Tu się schowałaś! — Naruto wychylił się zza drzwi i żwawo wkroczył do środka.
— Uciekłam przed rakiem płuc — powiedziałam, podając mu chipsy. — Nie, nie wrócili. Znalazłam je tutaj — dodałam zanim zadał jakiekolwiek pytanie.
Uzumaki wpakował sobie do buzi garść chrupek i uśmiechnął się głupkowato.
— A tylko się zadław… — Zaśmiałam się, jednak chwilę później struchlałam, obserwując jego próby przełknięcia jedzenia. Rozejrzałam się za jakimś napojem. Zeskoczyłam z parapetu i podałam mu colę. — Popij trochę, pacanie.
— Dzięki — powiedział, kiedy sytuacja była opanowana.
Usiedliśmy na końcu dużego rodzinnego stołu i w milczeniu pochłanialiśmy przekąskę. Oczyma wyobraźni widziałam rodzinne posiłki – wesołe przekrzykiwanie, latające sztućce, salwy śmiechu. W powietrzu zapach świeżo parzonej kawy i rodzicielskiej miłości. Atmosfera tego miejsca trochę mnie przytłaczała.
— Napijesz się? — zaproponował chłopak.
— Dziś nie pije.
— Na trzeźwo ciężko jest znieść życie.
— Ale tylko jedno piwo.
Ciche cyk i pyk, a potem stuk kapsla o posadzkę i niemy toast.
— Gdzie Sasuke? Nie widziałam go nigdzie.
— W domu. Przyjechał jego brat.
— Aha.
Noc – duszna od papierosów, zaprawiana alkoholem, przesączona nieproszonymi myślami i niepewnym biciem serc. Domówka – doprawiona żartami, okraszona uśmiechem, zapieczona w sosie zapomnianych trosk. Człowiek – mięsna powłoka nagiej duszy.
— Gdzieś tam na świecie chodzi stworzenie z duszą na zewnątrz… — wyszeptałam pod nosem. — Ugh, aż mam ciarki.
— Zimno ci?
Pokręciłam głową.
Uzumaki nie wyglądał najlepiej i chyba nie najlepiej się trzymał. Gdy przyjrzałam się mu bliżej, zauważyłam sińce pod zamglonymi, lazurowymi oczami. Naruto nie był typem osoby, która mówi innym o swoich problemach, dlatego mogłam tylko zgadywać, co się stało. Kłopoty na uczelni? Pogorszenie stanu zdrowia dziadka Jiraiyi? Nie było sensu go o to pytać. Odpowiedziałby śmiechem, powiedział, że wszystko dobrze i sprytnie zmienił temat.
W milczeniu oparłam głowę na jego ramieniu. Zaczęłam coś mówić, aby wypełnić ciszę pomiędzy nami. Chłopak podjął rękawicę i dorzucił kilka zdań od siebie. Rozmowa nieszczególnie się kleiła. Wsłuchiwałam się w jego przyjemny głos, siłą woli powstrzymując opadanie zmęczonych powiek, kiedy zadzwonił dzwonek.
— Ja otworzę — powiedziałam, wstając.
Niemal przebiegłam przez zadymiony salon. Kilka par oczu zerknęło na mnie przelotnie; ja tymczasem zastanawiałam się, kogo przywiało. Zaciekawiona nacisnęłam klamkę i energicznie pociągnęłam.
— E, cześć? — Zamrugałam kilka razy oczami, aby upewnić się, że nie mam zwidów. — Miało cię nie być, Sasuke.
— Ale jestem — burknął. — Wpuścisz nas?
Otworzyłam szerzej drzwi, jak zahipnotyzowana przyglądając się idealniejszej wersji Uchihy. Jego brat był wysoki i szczupły. Miał długie czarne włosy, ściągnięte gumką na karku, wesołe roziskrzone spojrzenie i uroczy uśmiech. Kiedy patrzyłam na niego, przypominał księcia z bajki, Sasuke zaś – jego gburowatego stajennego.
— Itachi. — Przedstawił się, wyciągając rękę.
— Arishia. — Odwzajemniłam gest. Kiedy dotknęłam jego skóry, przez moje ciało przebiegł dziwny prąd. — Coś taki nie w humorze? — zagaiłam Sasuke, aby pozbyć się uczucia niepokoju i skierowałam się na powrót do kuchni.
— Suszył mi cały wieczór głowę, że mimo wszystko powinienem wpaść. — Sasuke posłał bratu krzywe spojrzenie.
— Nie chciałem ci psuć planów moim przyjazdem.
— Jak tak, to mogłeś zostać w domu i się nie wpraszać.
— Czy to źle, że chcę poznać twoich znajomych, bra-ci-szku?
Uzumaki, zupełnie jakby raził go piorun, wkroczył do akcji. Złapał młodszego Uchihę za ramię i wyciągnął do salonu, paplając wesoło, że powinien przywitać się z resztą paczki. Sam zapomniał powiedzieć bratu Sasuke choćby „cześć”. Itachi chciał pójść w ich ślady, jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie. Zatrzymał się w progu, spoglądając na mnie.
— Ty nie idziesz?
— Zrobili tam sobie palarnie, a ja nie znoszę smrodu nikotyny
— Czyli jeśli nie palę, mam u ciebie jakieś szanse? — zapytał, niepewnie robiąc krok w moją stronę.
— Nie — palnęłam bez namysłu. — Chwila, czekaj, co to za pytanie? Czy ty mnie właśnie podrywasz?
Itachi zmieszał się, wymamrotał coś pod nosem i uciekł, a ja stałam w miejscu jak wmurowana. Kiedy minął pierwszy szok, zrobiło mi się wstyd. Tak bardzo wstyd, że najchętniej na wieki zapadłabym się pod ziemię. Postukałam się w czoło, powtarzając w kółko głupia, głupia, głupia i wzięłam kilka łyków piwa.
Naruto miał rację, na trzeźwo ciężko się znosi życie. Szczególnie, gdy jest się taką pierdołą jak ja, dodałam.
— Świetne pierwsze wrażanie. Świetne — ironizowałam do butelki. — Pogratulować tylko.
* Epik High (ft. Lee Hi)- 'Can You Hear My Heart', piosenka jest w playliście na blogu pod tytułem one
< >
Ten rozdział był jak wrzód na tyłku. Wątpiłam, czy go kiedykolwiek skończę. :( Perspektywa kota jest jednak duuużo łatwiejsza. No ale skończyłam i nawet mi się ten rozdział spodobał. (To wcale nie tak, że krótka pochwała Mayi miała w tym jakiś udział... ) Mimo to boję się, że zjedziecie mnie za zmianę narracji na tę z punktu widzenia Arishy ;___;
Ech, zupełnie nie planowałam Naruto, a jakoś się tu znalazł. xD Mam tam niby już jakiś pomysł na jego postać, ale zobaczymy. Zmieniam fabułę co pięć minut podczas pisania, także sama nie wiem, co tu się zadzieje.
Kochani! Życzę Wam dużo zdrowia i miłości. Uśmiechajcie się mimo niepogody ducha. Przebaczajcie sobie nie tylko od święta. A w najbliższym czasie po prostu odpocznijcie: zjedzcie dużo dobrego jedzenia, obejrzyjcie po raz kolejny Kevina czy inny serial i dajcie sobie trochę luzu. Wesołych Świąt! <3
TO JA, O MNIE MOWA
OdpowiedzUsuńPodoba mi się postać Arishy. Jest taka swoja, łatwo mi było się z nią utożsamić. Nie analizuje wszystkiego, jakby pozjadała wszystkie rozumy, itp. Proszę, nie zrób z niej Mary Sue, bo będę musiała skopać Ci dupala. :) xD
Wiedziałam, że Itachi wkroczy do akszyn, ale ta początkowa rozmowa z Sasuke jest dla mnie o tyle intrygująca, że mam pewne obawy. Myślę, że będzie jakaś braterska drama, ale mogę się mylić. Lubię sobie dopowiadać. xD
W ogóle scena w kuchni, jest dla mnie taka pro. To ja i Andrzej przy wszystkich melanżach, serio. xD
Nie mogę powiedzieć nic więcej, bo rozdział był na to zdecydowanie za krótki. xD ALE JAK PIĘKNIE CI WYSZŁO PRZEJŚCIE DO DRZWI, WIDZISZ? XDDD <3
TOBIE TEŻ ŻYCZĘ WESOŁYCH ŚWIĄT. JESZCZE NIGDY NIE DOSTAŁAM TAK PRZEPIĘKNYCH SKARPETEK. WMAWIAŁAM SOBIE, ŻE SĄ TAK ŁADNE, ŻE ICH NIE ZAŁOŻĘ, A TERAZ NAJCHĘTNIEJ BYM ICH NIE ŚCIĄGAŁA. XDDDDDDDDDDDDDDD
Za żadne skarby nie zrobię z Arishy Mary Sue. Będzie... A, nie powiem Ci, przecież to tajemnica XDDD
UsuńZa dużo sobie lepiej nie dopowiadaj. Co zaś do sceny w kuchni, gdzieś tam w głowie myślałam o Tobie i wszystkich popijawach, na które chodzisz i sobie powoli pisałam... :)
NIE ROZUMIEM DLACZEGO TAMTO BYŁO ZŁE. XDDD ALE TO TEŻ NIE JEST NAJGORSZE.
LUZIK. BĘDĘ CI WYSYŁAĆ SKARPETKI W KAŻDE ŚWIĘTA, BO WYCHODZĘ Z ZAŁOŻENIA, ŻE PREZENT POWINIEN BYĆ PRAKTYCZNY, A SKARPETKI SĄ DOBRE NA WSZYSTKO. <3 WGL CIESZĘ SIĘ, ŻE DOTARŁO NA CZAS.
Perspektywa kota była najlepsza. Kolejny rozdział będzie z jego punktu widzenia? Mam nadzieję, że tak;) Waleczny kocur. Czyżby Arisha miała go przygarnąć? Czekam na następny rozdział:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
[ciunas-story.blogspot.com]
Taaak, w kolejnym to Neko będzie opowiadał historię. :)
UsuńPojawi się jeszcze przed Nowym Rokiem?
UsuńBardzo wątpliwe. xD Jeszcze nawet nie zaczęłam pisać...
UsuńTo pisz, czekamy:)
UsuńOch, rozdział pojawił się w grudniu? Chyba trochę zaspałam.
OdpowiedzUsuńTo ja się wyróżnię, bo ten rozdział podobał mi się dużo bardziej niż jakikolwiek z kociej perspektywy (zaryzykuję nawet stwierdzenie, że bardziej niż te, które jeszcze nie powstały). Dlaczego? Na pewno ma w tym swój udział mój całkowicie neutralny stosunek do kotów. Nie jarają mnie, po prostu sobie są, o. To by się jeszcze dało przeżyć, gdyby nie... I tutaj pojawi się problem, jaki mam z poprzednim rozdziałem. Jak myślą koty? Tego nikt nie wie, przy tworzeniu mamy więc pełną dowolność, niemniej ja tego nie kupuję. W poprzedniej części za dużo mi było szczegółów, za bardzo wydawało mi się to drobiazgowe jak na kota. Brzmiało mi to raczej jak człowiek, który jakimś magicznym sposobem utknął w kocim ciele. Jednak najbardziej do gustu nie przypadła mi końcówka i rozmowa z kotem. Facet, który mówi, że mu przykro i pozwala pożegnać się ze staruszką. Jakieś to... dziwne? Przykro mi, ale chyba nie potrafię tego fragmentu docenić :-)
Przejdę może jednak do obecnego rozdziału. On mi się podobał dużo bardziej, był klimatyczny, intrygujący. To był taki rozdział, który kojarzy mi się z czytaniem dobrej książki pod kocykiem, z kubkiem ulubionej herbaty, kiedy za oknem w parapet bębni deszcz. Albo jak spokojna, wpadająca w ucho melodia, która leci w radiu w samochodzie, jadącym przez zaśnieżony las. Czy coś. Jest po prostu milutko. I ciekawie. No i jest Sasuke! A tego nie można nie docenić xD.
Mamy marzec, jest jakaś szansa na ciąg dalszy w najbliższej przyszłości? ;-)
Pozdrawiam!
Doceniam i bardzo dziękuję za Twoją "odmienną" opinię. :)
UsuńDlaczego koty? Bo wychowałam się z nimi od pieluchy i do dziś są w moim życiu. Często zastanawiam się, co siedzi w ich głowach, a nawet z nimi gadam (a one pewnie wtedy myślą, że zupełnie zwariowałam xD). Może dlatego, że jestem człowiekiem perspektywa kota jest "zbyt szczegółowa". Nie ukrywam, dałaś mi tym do myślenia.
Właśnie taki miał być ten rozdział: spokojny i przyjemny.
Trójeczka jest już napisana, teraz wszystko w rekach mojej bety! Cierpliwości zatem. :)
Pozdrawiam :3
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKurna! xD
UsuńKomentarz w złym miejscu xD